Crazy Liczba postów : 5069
Wiek : 31
Skąd : time and space
| Temat: Re: Ile osób jest w waszej klasie? Czw 21 Kwi - 10:17:57 | |
| ostrzegam, bo długie - Spoiler:
Juliusz Słowacki Nie-Apoteoza, lecz fakty
Przywilej wieszczów to żyć ponad czasy! Choć umrę pewnie śmiercią tak przyziemną, Jam nie jest głupi, wiem czym adidasy! Posiadłem innym wiedzę wciąż tajemną, Podziwiając piękno kobiet z L klasy! Co żyć będą lat aż dwieście pode mną. Dokładniej – po mnie, język mi się plącze, Nie dziw – zaślepia mnie lic waszych słońce!
Jakże mam uczcić ten przywilej wielki, Że mogę widzieć, bom wieszczem i wieszczę, Obraz cudowny, ponad miarę wszelki, Który mi kreują w trawie polne świerszcze? … ja spróbuję opisać te panienki! Choć nie wiem nawet czy w oktawie zmieszczę, To co tak bardzo jest niewyrażalne, Ale… do dzieła! Choć me słowa marne…
O Diano! Cudna nimfo! Skąd Ty rodem? Tak wzbudzasz we mnie refleksję liryczną... Skądś się tu wzięłaś? Co Ci jest powodem, Że wzorkiem swym uwodzisz masę liczną? Tak umniejszonej tym marnym wywodem, Napisałbym Ci hymn i odę śliczną, Lecz przyćmią nawet strofy me frunące, Twe cudne włosy euforią pachnące!
Miałem sen – nie polityczny! – lecz istny Koszmar! Żem Cię raz Wirginio zobaczył Bez komórki…! Toż to zgon samoistny! Lecz choć mi sen ten obraz twój wypaczył, Ty dla mnie jesteś wciąż jak kwiat… bezlistny, Bom górnych liści z ziemi nie obaczył. Wzrok jest mój słaby i właśnie dlatego, Nosząc obcasy kryjesz mi się w niebo!
Gdy spojrzę w Twoje oblicze zza grobu, Nie ciarki lecz mrówki chodzą mi po plecach! Moniko! Szukam na siebie sposobu, Chodzę po różnych salonach i sklepach, By być tak pięknym jak za swego młodu, I spędzić z Tobą wieczór przy świecach. Tak krucha jesteś i jakże subtelna, Lecz moja miłość ku tobie niezmienna!
Olu! Co miejsce każde znasz na mapie! Piękna brunetką i piękna blondynką, Każdy z mężczyzn spojrzenie Twe łapie, Boś Ty w naszym rankingu jest jedynką! I choć sugestie bywały i takie, Tyś dla nas nigdy nie była kretynką! Co swoim wdziękiem uwodzisz tysiące, Boś tylko Ty dla nas jak w mroku słońce!
O Pani Prezes! Święta Magdaleno! Me strofy jakże bardzo są pogańskie Lecz wybacz – Droga! – cudowna sereno! Te zwyczaje, niedobre bo nie Pańskie Wobec Twej mądrości, grecka Ateno! Co wzbudza we mnie uczucia ułańskie! Słowacki na koniec trzy rzeczy wyzna: Niech żyje Bóg, Honor, Polska – Ojczyzna!
Kingi nie widzę, choć szukam namiętnie! Kingi nie widzę, bo róż jest wokoło! Lecz szczęściem na Twój widok zawsze tętnię, Bo wciąż napędzasz życia mego koło! Raduję się gdy spojrzysz ponętnie, I czerwień spowija me lica i czoło. Lecz kiedy przyjdziesz bez różu na sobie, Me serce szczelnie zamknięte jest w grobie!
Nie miałem większego w życiu czekania, (Prócz czekania na wolność narodu), Jak na Twój głos śpiewający z rana, Co na me uszy balsamem jest z miodu! O Moniko, której moc wielka dana, Do budzenia nawet głuchego płodu. Śpiewaj nam tak cudnie do końca świata – Niestety, jeszcze nie znana mi data.
Zabić? Nie zabijać? Kiedyś wahałem Się w Kordianie. Dziś nowy dylemat. Lubować się Justyno Twoim ciałem, Czy zamknąć oczy, zmienić temat? Będąc w Szwajcarii – głupi! – nie wiedziałem, Że nie jej – Tobie winnym jest poemat! Tak bardzo – piękna! – pobudzasz me zmysły, Że aż rumieńce na twarzy mi wyszły.
Nie pamiętają najstarsze Joniny! Lepszego od Asi potomka swego! I nie uświadczysz w dziejach całej gminy, Ba! Polski, Francji i świata całego. Od Asi z Bardów, piękniejszej dziewczyny! Co jakże wzbudza zastój serca mego. Przestaję pisać, bo strofa daremna Wobec urody co jakże bezdenna!
Gdyby tak Kirkor spotkał właśnie Ciebie, Nie zwiódłby go nawet czar Balladyny! Zobaczył, uczułby, że jest w niebie, Że nie spotkał jeszcze takiej dziewczyny, Jak Ty – Magdaleno – którą tak wielbię Bo w sobie mieścisz piękna iloczyny. I choć ja liczyć nigdy nie umiałem – Na Twój widok stanąłem, oniemiałem!
Tyś nie powinna zwać się Ewelina, To imię jakże jest Ciebie niegodne! Lecz Tyś winna być nieziemska Alina, Bo Twoje usta do malin podobne, I myśl moja cudowny sok z nich spija, Odkrywając lica tak bardzo zdobne! Oddałbym ja duszę do Belzebuba - Byle tylko przybrać imię Jakuba!
Słyszałem, Olgo, żeś Ty jest wcieleniem Afrodyty! Oj, jakiż to błąd wielki! Mówię o Tobie z serca mego drżeniem – Nie znał przed Tobą Paryż i świat wszelki Piękniejszej, co jednym swoim spojrzeniem Przewyższa wszystkie na ziemi modelki. Niech Afrodyta chowa się w swej pianie, Mnie przypadł zaszczyt – Ciebie podziwianie!
Moniko! Li tylko tyś jest ostoją Dla mnie. Li tylko tyś jest pierwsza klasa! Li tylko Ty tak wzbudzasz duszę moją! I choć może winien rzec to Okrasa - (Lecz ja to piszę, to jest moją rolą) Nazwisko twe najpiękniejsze – Kiełbasa! Jakże ja bym chciał dotknąć Twoich macek! Jakże ja bym chciał nazywać się Jacek!
Mario! Co nie lubisz imienia tego, A źle, bo święte – Ty zaś święta panna! Tak pełna uroku i wdzięku swego, Że myśl się budzi niezbyt obyczajna, W głowie Juliusza tak bardzo ckliwego… Żeś odmieniła nawet Frankensteina! Ty nawet nie wiesz jakże ja Cię wielbię, Bo li tylko przy Tobie czuję głębię!
Justyno! Na świecie byłaby bieda Wielka, bez serca twego i bez ciebie... Chciałbym walczyć przykładem Winkelrieda, Byle – nawet kosztem utraty siebie – Nie dostała Ciebie jakaś czereda, Bo ona Ciebie nie godna, Tyś w niebie Winna piastować stanowisko świętej, Z miejsca (wiem dobrze!) już teraz tam wziętej!
Zamknięty nieraz, pełen w życiu znoju, Nie wiedziałem w którą stronę zwrócić oczy... Spojrzałem w lica Twe pełne spokoju Karolino. Twój uśmiech tak uroczy Sprawia, że natychmiast rusza do boju Me serce, co za twoim zawsze kroczy! Jakbym ja chciał by przylecieli anieli, I na swoje skrzydła nas razem wzięli.
Ty, której imię przez „v” jest pisane: Olivio, Olivko, której musiało Najpiękniejsze boskie słońce być dane. Dzięki któremu wyrosło, dojrzało Wielkie dzieło przez wszystkich pożądane, Które jakże wielu mężczyzn skazało Na wieczne męki, niemożność dostania Cudnego obiektu swego kochania.
Ty, której imię przez „w” jest pisane... Oliwio! Twe wdzięki piękne jak włosy, Tak duże, cudne i nieopisane, Z których tak chciałbym zrywać złote kłosy – One w me serce na trwałe wpisane. Pech, że nie złączą się już nasze losy! Gdybym żył lat po sobie dwa razy sto, Kliknąłbym na Twym Facebooku „lubię to”!
Piękno Twej duszy poparte i ciałem Agnieszko, pobudza wszystkie me zmysły! Słuchem i wzrokiem Cię nie ogarniałem, Na nic się zdały też inne pomysły... I choć ja smakować nie próbowałem, Myśli takie na chwilę ku mnie przyszły. Smaku już poznać nie będzie mi dane, Lecz nad pięknością zadumam się, stanę!
Joanna z Bogdańców – przednia dziewczyna! Oj, widziałem spory kawałek świata, Żadna godzina nie była tak miła, Jak ta, gdy Ciebie widzę… Co wymiata Wszelkie inne. Myśl będąca tą kata To żyć bez Ciebie... Bolesna to strata! Póki ja jednak widzieć Ciebie mogę, To tak patrzył będę... aż zaniemogę.
O Izo! Ciebie najchętniej bym przemilczał. Bo żadne słowo nie zdoła wyrazić, Ilem w sobie ja pojedynków staczał, Żeby tylko jakoś Cię nie urazić, Gdym z nieba na Ciebie często obaczał… Na Twoje piękno, co może porazić. Niepotrzebnie piszę tak głupie słowa, Na tę miłość za słaba żołądkowa…
Walaszek czy Wałaszek, się wahali Wszyscy. To ja jednak zawsze wiedziałem Żeś Ty jest po prostu Piękno. Szlochali I szlochać będą pokolenia, działem Bowiem strzelasz w męskie serca co w dali Szukają Ciebie. I ja też dostałem! Odkąd tak bardzo wzięło mnie na Ciebie, Ja wegetuję o wodzie i chlebie!
W dzień każdy, chwilę każdą, co niedziela, Śnią mi się Twoje ponadziemskie lica, Na których wypisane jest "Kuczera"... W sercu mym zaczepiona jest kotwica, Bo przy Twych ruchach niczym jest Pamela! Niczym też każda na ziemi samica! Czuję, że rym składa się w strofie sztywno, Ale to Ty tak działasz, więc nie dziwno...
Pojawiłaś się tak nagle, o piękna! Kładąc Michalino na serce zdarte, Istny balsam! Odtąd ma dusza tęskna Do tego, co z włoskiego zwie się arte! Zaprawdę Boska musiała być ręka, Tworząca lica jakże grzechu warte! Gdyby ideał miał chodzić po ziemi, Zwał by się – Misia – imionami Twemi!
Przybyło wiele kobiet, ale żadna Nie przybyła tak jak Ty – Paulino! Przybyła także choroba zasadna, Na którą receptą jesteś Ty – dziewczyno! I myśl ta wcale nie jest zbyt przesadna Żeś dla mnie lekiem moja insulino! Tak bardzo słodzą mi inne kobiety, Ty jednak wzbudzasz największe podniety!
Kimże ja? N-I-K-I-M jestem wobec Ciebie Olu. Pobudzasz mnie jak najlepsza kawa! Sam – głupi! – oszukuje czasem siebie, Że gdyby historia była bardziej łaskawa , Żyłbym dzisiaj – nie wtedy! – z Tobą w niebie, Lecz wieku ja nie wyciągnę z rękawa. Inny więc będzie spijać z kawy pianę, No chyba że dla Ciebie zmartwychwstanę...
Wioleto! Męczę się, mędrkuję, siedzę, Nawet czasem jest ze mnie bluźnierca, Lecz nadal nie wiem, choć ruch każdy śledzę Jak znaleźć dobry klucz do Twego serca? Od tych męczarni czasem sam już bredzę, Bo jego piękno mą duszę przewierca. Słodka Ty jesteś bardziej niż Nutella, Bo z Ciebie wielka ragazza jest bella!
Lecz jeszcze jedna, na tronie królowa, Na firmamencie klasy całej blasku, Przy której więdnie dzisiaj moja mowa: Pełna hałasu, dysonansu, mlasku... W strofie tej, której zbyt słaba budowa, Winna chować się przy Pani w piasku! Lecz mimo to, Juliusz, pełen uniesień, Kieruje słowa dwa do Pani Wrzesień...
Dla Pani dzisiaj te trudy tak znoszę, Wybrawszy wiersz oktawą pisany. O wybaczenie za rym słaby proszę, Z dbałością o kunszt dla Pani wybrany, O zrozumienie i łagodność wnoszę, Bo jak opisać obraz uciosany, Tak sprawną ręką, takie cudne dzieło, Jakie przed nami stoi bądź spoczęło...
W języku, w którym jakże dzisiaj brudno, Próbuje Pani wciąż wytrwale zrodzić Myślenie takie, że mówić nieschludno Jest błędem. Choć teraz jakże chcę spłodzić Słowa godne, lecz znaleźć takie trudno. Bo mogłaby się długo tak rozwodzić, Dusza pojemna nad Pani spojrzeniem, Lecz reszta niechże zostanie milczeniem...
Dziewczęta! Przepiękne artysty dzieła! Niech twarze Wasze dzisiaj już nie bledną! Oby też zazdrość na nich nie spoczęła, Że Pani ma strofy trzy, a Wy jedną... Lecz taka się myśl w Juliuszu powzięła, Że Pani gra tutaj rolę nadrzędną, (przypisek od autora: tak tylko pro forma, Wy macie tę rolę) Lecz Juliusz wasze wdzięki tak docenia, Że daje laur zwycięstwa wśród stworzenia...
Ja protestuję, żeście li tylko puch marny! Ten dureń nie widział, co ja widzę! Kreował nam wciąż obraz jakże czarny, Mówił że ja, ja czegoś nie dowidzę! Język swój tworzył jakże bardzo gwarny, Mędrkował, twierdził że ja, ja labiedzę! Lecz nie pomyślał duch Adama… wielki, Że właśnie to Wy Polski Zbawicielki!
Oh, jakże ja chciałbym być czasem w skórze Artura, Kuby, Sławka, Mateusza, Patryka i Michała, którym wtórzę, Bo wiem, jakże ich Wasze piękno wzrusza! I gdyby mogli, śpiewaliby w chórze, Jak bardzo ono działa i porusza... Lecz ich rym słaby, a głos też fałszuje – Ja w ich imieniu dzisiaj Wam winszuję.
Juliusz Słowacki, Paryż, 1831 r.
|
|